W grubą skórę opasłe przygodą tomy.
Zalegają ich ciężkie od strawy stoły.
W idee, plany, woalu kamuflaże.
Co poeta piórem zgrabnie pokaże.
Palcami niezręcznie strony przerzucają.
Nad ich znaczeniem w ciszy dumają.
Wiecznie głodne, ciekawe dialogu.
W zieleń pnączy ubrani stroju.
Po ogrodach antycznych stąpają.
Pod serca blaszką monstery, słowa chowają.
Nieuważnie – epipremium odsłoni tajemnicę.
Tu narcyza, tam w oku jelenia okolice.
Jane Eyre mrugnie smutnym wzrokiem.
Doktor sen, zakryje ich nocy mrokiem.
Stu lat samotności nie zliczą.
Między dźwięku gitary, a ciszą.
Cortázar zagra w klasy.
Takie to z nich prehistoryczne asy.
Na rikszy chcą zjechać świat literatury.
Manualnie, zdalnie – pod prąd kultury.
Dinozaury w marzenia ubrane śmiałe.
Gatunki – oficjalnie – zapomniane całe.
Gdy spojrzeć jednak za mgłę on-line stworzoną.
Całe ich stada zagubione, po ulicach chodzą.
Kluczem od majów zamknięte w metaforze.
Dźwięku, niewiadomej pytania – kolorze.
I czego te dinozaury chcą?
O czym po nocach, nieświadomie śnią?
Swój ogród mają w słowa ubrany.
Tam też pozostanie: bezpieczny, stały.
Tymczasem pora deszczowa już nadchodzi.
Niech się każdy dinozaur w luce czasu schroni.
I trwa między słowami – żyje.
Tam, zapisany, na pewno nie wyginie.